JA czy MY? O indywidualizmie i połączeniu.

Ja, moje, po mojemu. Ja mam rację. Moje granice. Moje potrzeby. Moje uczucia. Ja chcę. Ja nie chcę. Ja nie życzę sobie. Dla mnie jest ważne. To zgodne ze mną.

Słowa „Ja” i „Moje” w terapii odmieniamy przez miliony form i przypadków. I z jednej strony to dobrze. Na psychoterapii indywidualnej zajmujemy się w końcu tym, „co Ty Osobo czujesz”, nie zaś co myśli twoja koleżanka czy partner. Dobrze też z innego względu. W codziennym świecie tak wiele rzeczy na zewnątrz domaga się naszej uwagi, że na nas samych często nie starcza już miejsca. Co zajmuje naszą uwagę? Codzienne zadania i obowiązki. Potrzeby osób, którymi się opiekujemy (dzieci, starsi rodzice). Wzbudzające strach informacje ze świata. Miliony bodźców, którymi zasypywani jesteśmy każdego dnia.

Zajmowanie się „JA” klienta ma też głęboki sens, gdy właśnie widzenia jego jako osoby, razem z jego indywidualnością i żywotną pełnią, w jego historii zabrakło. Wiele osób przeszło przez życie aż do dorosłości nie znajdując w bliskich osobach oczu, które je naprawdę widzą i serc, które naprawdę odpowiadają na ich wnętrze. Brak tego doświadczenia skutkuje ukrytą w duszy wątpliwością: Czy ja w ogóle istnieję? Czy mam prawo istnieć? Na zewnątrz może się ona objawiać rozmaitymi objawami, między innymi depresyjnymi. Skupienie się na odkrywaniu, widzeniu i przyjmowaniu JA osoby, która przyszła na terapię, jest w takim wypadku kluczowa.

Idąc dalej: ważne i sensowne będzie poznawanie swoich granic przez osoby, które doświadczyły w przeszłości ich przekroczenia i uczenie się przez takie osoby ich stawiania. Szukanie granic Ja – nie-Ja będzie tu priorytetowe.  Pomocny w odnajdywaniu radości z życia będzie z kolei proces odkrywania własnych uczuć i potrzeb – tych zablokowanych i tych, które nie miały jeszcze szansy wydobyć się na zewnątrz.

Wszystkie te sytuacje, i wiele innych domagają się skupienia na jednostce i pozwalają na realną zmianę tylko wtedy, gdy to się zadzieje.

A jednak czasem skupienie na JA wydaje się zbyt ubogie. Jest warunkiem koniecznym zdrowia psychicznego, ale jednak niewystarczającym.

Bo poza naszą indywidualnością, jesteśmy częścią Wspólnoty. Czy tego chcemy –czy  nie – zależymy od siebie nawzajem. Potrzebujemy kontaktu z drugim człowiekiem, wymian emocjonalnych z innymi. Potrzebujemy odbicia się w oczach innych i poczucia, że jesteśmy częścią większej całości. Jeśli drzewa potrafią porozumiewać się ze sobą na odległość (patrz: „Sekretne życie drzew”, P. Wohlleben), to jak wiele przekazujemy sobie My, bez użycia choćby jednego słowa? Nasze codzienne wybory i decyzje wpływają na innych – i vice versa. Nasza wrogość dodaje kropelkę do podziemnych tuneli nienawiści płynących pod powierzchnią Ziemi. A nasza empatia zasila źródła czułości i miłości, których także pod Ziemią niemało. Wiele potrzebujemy od Innych, a ci Inni potrzebują wiele od nas. Wszyscy jesteśmy mieszkańcami jakiejś mniejszej społeczności, większego społeczeństwa, a także naszej planety. RAZEM  - to słowo które ma ciężar odpowiedzialności i moc zmiany.