W pogoni za więcej? Czy mniej?

Świat rushmageddonu mówi zawsze „więcej, wyżej, dalej”. To jest tryb domyślny; drogą kropelkową przenosi się niepodważalne przekonanie, że do tego dążymy. Więcej klientów, więcej zajęć dodatkowych dla dziecka, wyższa sprzedaż, większe zasięgi, więcej polubień, lepsza wersja siebie. Dodawanie wydaje się działaniem oczywistym.

Inaczej z odejmowaniem.”

Natalia de Barbaro, „Przędza”.

Pęd i pośpiech, jest dla nas czymś tak naturalnym i oczywistym, że staje się przezroczysty. Nie zauważamy ani tego, że w nim jesteśmy, ani tego, co przez to tracimy.

Pochłonięci zadaniami, powinnościami, wszystkimi „muszę”, zapominamy o „chcę”, „potrzebuję”. A także o „NIE chcę”.

Iluzja „jeszcze tylko” zachęca by wytrzymać więcej. Jeszcze tylko na trochę” odsunąć siebie, odpoczynek, obecność. Wszystko co dla mnie naprawdę ważne  poczeka, ale „jeszcze tylko” chwilę.

Pęd jest jak fast food. Zdaje się oferować wiele, a w rzeczywistości nie odżywia. Intensywne (choć niekoniecznie przyjemne) doznania, których dostarcza, ogłuszają i utrudniają zorientowanie się w tym, co tak naprawdę nas nakarmi.

Od czego wszystko się zaczyna? Często pierwszy krok w biegu po więcej to zanegowanie ciała. Fizyczny ból, który nas nie zatrzymuje. Przemęczenie, które zalewamy kolejną kawą, albo alkoholem. Kompulsywne objadanie się, ciągi oglądania seriali. Zasypianie, wtedy gdy już „zwala nas z nóg”.

To może być też pierwszy krok wstecz. Skupić się na swoim ciele. Zacząć się z nim na nowo oswajać. Poznawać sygnały, którymi do nas przemawia. Oddech, i jego brak, rozluźnienie, napięcie, ból, przyjemność. Głód, pragnienie, senność.

Ten wpis mógłby mieć znacznie więcej słów. Ale tym razem będzie miał Mniej.  Może mniej wystarczy?